(fot. Anna Wójcik-Brzezińska)
– Tak trzeba było – mówi Jarosław Główka. Miała rozbitą głowę, pościerane ręce, obok leżał rozbity telefon, ślady krwi były na chodniku – opowiada. – Kolega przystąpił do działania, ja zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechało po 10 minutach – relacjonuje Sławomir Frydman. Sytuację widział Paweł Felczyński, to on zabezpieczył dziewczynkę.
Z relacji tych, którzy ruszyli z pomocą wynika, że całej sytuacji przyglądały się osoby postronne, nikt nawet nie zadzwonił na pogotowie.
– Rozumiem, że silny atak epilepsji dla osoby, która nigdy wcześniej podobnego nie widziała , może być szokujący. Dziewczynka leżała na chodniku przed wejściem do szkoły. Nikt nie próbował nawet dla niej szukać pomocy, gdyby nie mój nauczyciel oraz panowie z firmy Protect nastolatka mogłaby nawet stracić życie – mówi Anna Łapska, dyrektor SP 1. – To bulwersujące. Ważnym aspektem tej sprawy jest wskazanie tych, którzy nieśli pomoc, nie wiem czy nie ważniejszym to, że przynajmniej sześć osób stało i obserwowało dziewczynkę bez reakcji, z czystego gapiostwa – dodaje.
Czternastolatka ataku padaczki dostała na chodniku. Ciało targane atakiem zobaczył nauczyciel. Jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy, że to uczennica z SP 1.
Kilkaset metrów dalej jechali pracownicy ochrony.
– Zakręcaliśmy i wtedy kolega zobaczył dziewczynę – opowiada Sławomir Frydman.
– Wiele osób minęło ją, ci panowie zatrzymali się i udzielili niezbędnej pomocy – w imieniu samorządu i prezydenta przewodniczący rady miasta Andrzej Melon podziękował mężczyznom.
Oni mówią: – To nic nadzwyczajnego, nie ma o czym mówić. Każdy by się tak zachował.
Wiedzą, że nie każdy.
– Co mam powiedzieć, ludzie przechodzili, nie zwracali uwagi – przyznaje Jarosław Główka.
Zadzwonili na 112, nauczyciel w tym czasie podłożył dziecku pod głowę bluzę. Wiedział jak postępować, w szkole w której uczy jest kilkoro dzieci z epilepsją, wychowawcy przeszli specjalne szkolenia.
Na zdj. Paweł Felczyński
– My nie wiedzieliśmy co jej jest, ten nauczyciel zachowywał się profesjonalnie. Ja byłem przekonany, że to dopalacze, on nam powiedział, że dziewczynka ma atak choroby – opowiada Jarosław Główka.
To nie pierwsza sytuacja gdy pedagog uratował życie dziecka. Ze wzruszeniem przypomina sobie, jak wyciągał z wody topiącą się nastolatkę. Osoby, z którymi spędzała popołudnie nad wodą były kompletnie pijane, nie zareagowały, gdy dramatycznie walczyła o życie.
Do tematu wrócimy w czwartkowym wydaniu „Głosu Skierniewic i Okolicy), 6 czerwca.
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 30
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Droga Redakcjo. Jedna osoba w postaci Pana Jarka, a dwa różne nazwiska? Jak to możliwe?
Edytowany: ponad rok temu
Dziękujemy za uwagę.