Awans? Permanentna biegunka przez kilka miesięcy. Warto

(fot.arch)

Jeżdżę w karetce z mężem, który jest ratownikiem. Widziałam wypadki, zgony, ludzkie tragedie. Nie jest łatwo być małżeństwem w pracy, dajemy radę.

Dr Beata Barwińska jest  wykładowcą akademickim, kształci pielęgniarki, pielęgniarzy. Jest pielęgniarką od 35 lat, od ponad 30 lat pracuje w Wojewódzkiej stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, od ponad 25 jeździ  w karetce, od kilkunastu lat  jest kierownikiem ratownictwa medycznego. Była jedną z prelegentek II Konwentu o Zdrowiu, którego organizatorem było Kolegium Medyczno-Przyrodniczo-Techniczne, Instytutu nauk o zdrowiu Akademii Nauk Stosowanych w Skierniewicach.

Omówienie stanu prawnego wykonujących zawody medyczne, omówienie przepisów dot. odpowiedzialności zawodowej, omówienie kazusów opisujących zawodowe wyzwania to tylko niektóre zagadnienia poruszane przez prelegentów.

– Gdyby nie skierniewicka uczelnia, zmuszeni bylibyśmy do pracy w ciągłym stanie przedzawałowym. Wydział pielęgniarstwa zabezpiecza nas w profesjonalne kadry – konsekwentnie powtarzali kolejni zarządzający miejscowym szpitalem.

Ci sami mówią – najczęściej o ich pracy słyszymy, gdy grupa zawodowa głośno domaga się swoich prac, rzadko słyszą podziękowanie za coraz bardziej wymagającą pracę.

– Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób zgłaszający odnoszą się do dyspozytorów. Zdarza się, że mają pretensje, że ten pyta  o adres, numer mieszkania, czy klatki – miejsce, gdzie ma wysłać ratowników. Osoba  wzywająca wie przecież gdzie mieszka, za którym domem skręcić w prawo. Tylko w serialach telewizyjnych karetka, zanim usłyszy adres, wyjeżdża do pacjenta. To jest wielka ściema – dzieliła się zawodowym doświadczeniem ze studentami uczestniczącym w konwencie dr Barwińska.

I choć jej wykład adresowany był do profesjonalistów oraz osób, które w przyszłości wykonywać będą zawody medyczne, wydaje się, że powinien dotrzeć przede wszystkim do nas – pacjentów.

Kiedyś ludzie dzwonili po pogotowie w sytuacjach naprawdę ekstremalnych, dziś, gdy pacjent kichnie trzy razy częściej niż zwykle, natychmiast potrzebuje konsultacji. I o ile w każdej innej sytuacji ten sam zasięga wiedzy specjalistycznej, szukając informacji w internecie, w tej konkretnej, podejmuje jedyną aktywność – telefon na pogotowie.

Dr Beata Barwińska podkreślała: – Praca w karetce wymusza na nas szczególne umiejętności. Przez wiele lat jeździłem w zespole karetki, pod kierownictwem lekarza i przyszedł  taki dzień, gdy pojawiły się w systemie tzw. zespoły podstawowe i stałam się pierwszą  kobietą,  pielęgniarką w województwie łódzkim, która zajęła stanowisko  kierownika zespołu.

– My się w tych karetkach naprawdę staramy, by pacjenta leczyć. Mówimy przecież o leczeniu, skoro stosujemy  silne środki farmakologiczne. Jedziemy do szpitala i rzadko kto nam dziękuje za wysiłek, który podjęliśmy. Zawsze pada pytanie – skąd i dlaczego do nas?

Prelegentka zastrzegała: – Nie jestem malkontentem, ale ta sytuacja naprawdę mocno frustruje. Zwłaszcza że mam świadomość tego, że gdyby zespoły pogotowia naprawdę uparły się, by 100 proc. pacjentów zawieźć do szpitala, to z pewnością zespoły SOR nie miałyby czasu ani siły, by nas pytać skąd i dlaczego przewieźliśmy człowieka.

20-30  proc. pacjentów, do których wzywana jest karetka, trafia na Szpitalny Oddział Ratunkowy, pozostali korzystają z wiedzy ratowników, na ich odpowiedzialność pozostają w domu.

– Nie oczekuję, nie wiem jakiej wdzięczności, a zrozumienia. Pracujący w zespołach ratownictwa medycznego lekarze, wszystkich, którzy nie uciekają na drzewa, wożą do szpitali, ale ci sami, wysiadając z karetki i pełniąc dyżur na SOR, są zszokowani, dlaczego ratownik medyczny albo pielęgniarka przywiozła pacjenta do szpitala. Tego nie potrafię zrozumieć.

Prelegentka wspomniała o pracy zespół ratownictwa medycznego w czasie pandemii. Mówiła: – COVID wstrząsnął wszystkimi.  W szpitalach nie było zbyt wiele czasu, ale jednak personel miał szansę przygotować się na przyjęcia pacjenta z covidem, myśmy improwizowali. Kombinowaliśmy, jak się nie zarazić. Pamiętam pierwszy kombinezon, który dostałam – nogawka była pół metra za długa w stosunku do mojego wzrostu. Każdy ruch wiązał się z ustaleniem strategii działania, tak by nie polec, nie przewrócić, nie połamać idąc do pacjenta.

 Dr Beata Barwińska powtarza – wybraliśmy naprawdę piękny, wymagający zawód. Gratuluję i życzę powodzenia.

Anna Wójcik-Brzezińska

Anna Wójcik-Brzezińska

napisz maila ‹
ostatnie aktualności ‹

Jak oceniasz ten artykuł?

  • 0
    BARDZO PRZYDATNY
    BARDZO PRZYDATNY
  • 0
    ZASKAKUJĄCY
    ZASKAKUJĄCY
  • 0
    PRZYDATNY
    PRZYDATNY
  • 0
    OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    NIEPRZYDATNY
    NIEPRZYDATNY
  • 0
    WKURZAJĄCY
    WKURZAJĄCY
  • 0
    BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

0Komentarze

dodaj komentarze

Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.

Treść niezgodna z regulaminem została usunięta. System wykrył link w treści i komentarz zostanie dodany po weryfikacji.
Aby dodać komentarz musisz podać wynik
  • Gość
    ~Pacjentka 0 ponad rok temuocena: 50% 

    A ja, jako pacjent oczekuję, aby pielęgniarka była po prostu człowiekiem i traktowała pacjenta jak człowieka, nie jak kolejny przypadek. Niestety, doświadczyłam czegoś wręcz przeciwnego i do końca życia będę mieć uraz ( delikatnie mówiąc) do tych pań. ( też bez grubiaństwa, chociaż ciśnie mi się na usta)

    odpowiedz oceń komentarz  zgłoś do moderacji
tel. 603 755 223 lub napisz kontakt@glossk.pl

KUP eGŁOS

To ostatni rok szkolny dla szkoły w Złotej

Spotkanie z tłumaczem: Siniša Kasumović o...

Sun-Day podbija serca miękkimi gigantami!

Pijany przejechał przez środek ronda w...

Wystawa w Centrum Kultury i Sztuki w Skierniewiach:...

Gotyckie ślady w kościele świętego Jakuba w...

Spotkanie z tłumaczem Sinišą Kasumovićem w...

115-lecie godzianowskiej Orkiestry Dętej

Wojewoda skontrolował urząd pracy w...