Dodano: 28 lutego 2019Przeczytaj Artykuł
Pan Zbigniew alarmuje redakcję „Głosu”, bo jak mówi, straż miejska go zawiodła.
– Okien nie można otworzyć, wszystko do mieszkań leci, ale smród czuć nawet przez zamknięte okna – pan Zbigniew pokazuje nagrane przez siebie filmy, na których widać gęste kłęby żółtego dymu unoszące się z komina. – Sąsiad pali nie wiadomo czym, a tu mieszka ponad 50 rodzin. Dzwoniliśmy do straży miejskiej, odpowiedzi nam nie dali, a u sąsiada jak dymiło, tak dymi. Nie było reakcji straży, więc teraz do gazety przyszedłem.
Mężczyzna żali się, że niekiedy całe podwórku przy ulicy Żwirki, gdzie mieszka, zasnuwa gryzący dym. Wokół jest pięć bloków, podłączonych do miejskiej sieci centralnego ogrzewania, czego nie można powiedzieć o okolicznych domach jednorodzinne oraz wielorodzinnych kamienicach przy ulicy Gałeckiego. Mieszkanka jednego z bloków przy ulicy Żwirki (dane do wiad. redakcji) zwraca uwagę, że dymi nie tylko jeden komin w okolicy.
Według strażników miejskich sprawa nie jest taka prosta, choć reagują na każde zgłoszenie.
– Kolor czy zapach dymu wydobywającego się z komina nieruchomości nie jest jednoznacznym wskaźnikiem, że w instalacji grzewczej danego budynku spalane są odpady, jednakże jest to ważny sygnał dla strażników – Artur Głuszcz, komendant SM w Skierniewicach przyznaje, że interwencje dotyczące palenisk są na ulicy Gałeckiego dosyć częste. – Ostatnia kontrola była tam 23 lutego, ale nie mieliśmy żadnych uwag. Również w lutym sprawdzano inną kotłownię przy tej ulicy, ale jak się okazało, spalany był ekogroszek.
Podczas każdej kontroli strażnicy robią dokumentację fotograficzną, nie pobierają jednak próbek, bo jak mówi komendant, ekspertyzy są bardzo kosztowne.