
Artur sportową pasją zaraził swoją żonę i córkę. Sylwia biega, jeździ rowerem. Córka Oliwia jest wicemistrzynią województwa łódzkiego w pływaniu.
Mówi: – Dostałem nowe życie. Miałem dużo szczęścia. Stoczyłem trudną walkę o powrót do normalności. Artur Zakrzewski, nauczyciel wychowania fizycznego, trener pływania w 2012 roku lekarze nie dawali mu dużych szans na przeżycie. Rok wcześniej zdiagnozowano u niego cukrzycę typu 1. Żyje z przeszczepioną wątrobą.
Od dziecka był zakochany w sporcie. Jego pierwszą miłością, podobnie jak większości młodych chłopaków, była piłka nożna. Później zaczął grać w koszykówkę. Było też judo. Obecnie jest trenerem II klasy pływania. Jego życie to przesuwanie granic. Swoim przykładem pokazuje, że człowiek ma w sobie wielkie pokłady siły.
Swój pierwszy maraton przebiegł w 2007 roku. Mówi: – Po tym jak na świat przyszła moja córka Oliwia, chciałem zrobić coś znaczącego, udowodnić także sobie, że potrafię zrobić coś wielkiego, przesunąć swoje granice wytrzymałości.
W 2011 roku dowiedział się, że jest chory na cukrzycę typu 1. – Informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Cukrzyca typu 1 atakuje z reguły do 18 roku życia, u mnie wykryto ją, gdy miałem 34 lata – opowiada.
Rok po zdiagnozowaniu cukrzycy, w życiu Artura pojawiło się kolejne życiowe wyzwanie - choroba, która w błyskawicznym tempie niszczyła jego wątrobę. Okazało się, że jedyną szansą na przeżycie jest przeszczep. Wspomina: - Od pewnego czasu bardzo źle się czułem. 1 czerwca poprowadziłem zajęcia, po nich zamiast do domu, poszedłem prosto do szpitala. Dostawałem kroplówkę za kroplówką, czułem, że puchnę. Po tygodniu przytyłem chyba 10 kilogramów.
W związku z brakiem poprawy, rodzina zdecydowała się przenieść pacjenta do specjalistycznej kliniki. Artur Zakrzewski z uśmiechem wspomina: - Gdy przewożono mnie do Warszawy oficjalne otwarto A2. Byłem jedną z pierwszych osób, które miały przyjemność poruszać się po nowej, długo wyczekiwanej autostradzie.
Spotkanie z lekarzem w Warszawie pozbawiło go złudzeń.
– Zażartowałem, że w razie czego można chyba przeszczepić wątrobę. Wówczas lekarz, z wielką powagą odpowiedział: - Właśnie przygotowujemy pana do przeszczepu. Wtedy zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Łzy popłynęły mi po policzkach.
Rozpoczęły się niezliczone badania. Trwały też poszukiwania organu, a jednocześnie przyczyny, która w tak szybkim tempie zniszczyła wątrobę Artura.
– Straciłem kontrolę nad swoim życiem.
Nową wątrobę dostał 16 czerwca. Przeszczep miał miejsce w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie. Dzień wcześniej Zakrzewscy usłyszeli, że noc z czwartku na piątek, biorąc pod uwagę stan pacjenta, może być jego ostatnią. Przed przeszczepem przyjął sakrament namaszczenia. Kościół katolicki uczy - to sakrament żywych, ma umocnić i uzdrowić.
Wątroba zaczęła pracować jeszcze w trakcie operacji. Po radości przyszła jednak chwila zwątpienia.
– Zdałem sobie sprawę z tego, co się stało, nie mogłem się z tym pogodzić. Dopiero wizyta mojej córki zmotywowała mnie do walki o normalne życie. Kiedy ją zobaczyłem oczy mi się zaszkliły. Powiedziałem sobie "Zakrzak, walcz!”.
Walczył. Przede wszystkim o normalne życie, o powrót do tego, co kochał.
– Przewartościowałem wszystko. Miałem dla kogo żyć. Byłem zdeterminowany.
Ze szpitala został wypisany po trzech tygodniach. Rozpoczął się nowy etap w życiu.
– Ludzie bardzo mi pomogli. Rodzina, klub, znajomi, przyjaciele, od wszystkich czułem ogromne wsparcie. Dziś motywując swoich zawodników opowiadam o tym, co przeżyłem. Jestem żywym przykładem na to, że nie wolno się poddawać.
Artur prowadzi intensywne życie, w którym sport zajmuje jeszcze więcej miejsca niż przed operacją. Od 16 czerwca 2012 roku przebiegł pięć maratonów. Biega codziennie, organizuje Bieg Papieski, który co podkreśla, jest pokłosiem wydarzeń, które przeżył.
– Ideę transplantacji popierał sam Jan Paweł II, który kiedyś powiedział: "...nie zabierajcie organów do nieba, tam są niepotrzebne". Lekarze nie potrafią odebrać mi biegania, wiedzą, że jest dla mnie ważne. Zdarza się, że podczas konsultacji proszą, bym porozmawiał z pacjentami, opowiedział im swoją historię, zaraził optymizmem – mówi.
Artur jest pod stalą kontrolą lekarzy.
– Dziś jestem szczęśliwym człowiekiem, dostałem drugie życie i staram się z niego korzystać pełnymi garściami.

Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 4
1Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Życzę zdrowia