– Spokojnie, nie ma żadnego zagrożenia, że po oparciu się o balustradę ktoś wyleci z balkonu. Konstrukcja jest stabilna – zapewnia Krzysztof Tułacz, prezes SSM.

Afera z balkonami dotyczy co najmniej dwóch budynków wskazanych przez spółdzielców, niewykluczone, że „technologię” zastosowano przy okazji innych inwestycji. Zarządzający spółdzielnią zapewniają, że konstrukcje są stabilne. Zresztą, w 10 lat od „nieszczęśliwego” zabiegu do żadnego wypadku nie doszło. Nadzór budowlany argumenty przyjmuje, ale obliguje SSM do przytwierdzenia balustrad.

To była inwestycja, o której mieszkańcy wciąż nie mogą zapomnieć. Reklamacje o spływających kaskadowo strumieniach z balkonów sąsiadów nie poprawiają atmosfery we wspólnocie.

– Z osobą, która nadzorowała tę inwestycję rozmawiałem wielokrotnie, przecież to żaden problem wziąć poziomicę i sprawdzić, jak u lokatora nade mną jest zrobiona wylewka. Od pracownika SSM usłyszałem rozbrajające, że ten nie ma poziomicy na stanie. Dzwoniłem do spółdzielni po każdym deszczu, odpowiedzialny za tę inwestycję oddzwaniał do mnie w słoneczne dni. Odpuściłem – opowiada skierniewiczanin.

Metoda o tyle skuteczna, że spółdzielca zmęczony tłumaczeniem, z szarganymi nerwami, odpuścił partackiej robocie. Przestał wnosić uwagi.

Do inspekcji nadzoru budowlanego zgłosił się, gdy zorientował się, że firma ocieplająca budynek odcięła balustrady od ściany. Metodę ułatwiającą budowlańcom robotę zastosowano w co najmniej dwóch blokach – Wańkowicza 10 i 11. To ponad 120 balkonów. Czy rzecz dotyczy również innych budynków? Niewykluczone.

Spółdzielnia po interwencji nadzoru budowlanego zapowiada przegląd zasobów.

– Przy wyprowadzaniu parapetów robotnikom przeszkadzało mocowanie balustrad do ściany – słyszymy diagnozę w SSM.

Prawdę skrywa warstwa styropianu. Powiatowy nadzór budowlany, po wizji lokalnej, wydał decyzję – SSM ma przywrócić stan pierwotny.

– Nie otrzymaliśmy ekspertyzy, wiem natomiast, że wniosek z niego płynący nie może być inny, jak: należy aktualny stan rzeczy zmienić. Zakotwienia w murze nie były bez powodu przewidziane – komentuje Marek Kłopocki, inspektor nadzoru budowlanego w Skierniewicach.

Prezes Tułacz utrzymuje, że sprawa ma raczej posmak „bicia piany” aniżeli realnego problemu.

Opis tej samej sytuacji autorstwa szefa powiatowego nadzoru budowlanego brzmi: – Jak dotychczas nie ma osoby z uprawnieniami, która podpisałaby się pod odbiorem „zmodernizowanej” konstrukcji, a to oznacza, że nie ma osoby, która wzięłaby za „przeróbkę” odpowiedzialność.