Zawsze marzyłem o pracy jako kierowca. Przez pewien czas pracowałem na warsztacie, byłem mechanikiem. Dziś robię, co naprawdę lubię, co sprawia mi przyjemność. (fot. Anna Wójcik-Brzezińska)
Spóźnił się na „siódemkę”, ze znajomymi wskoczył do „dziesiątki”, by kawałek podjechać. Niedługo później na podłodze autobusu MZK, w okolicy ulicy Kopernika, walczył o życie. Przeżył, bo kierowca Włodzimierz Dyba nie stracił zimnej krwi, bo kolega, na co dzień prowadzący przy ulicy Batorego kwiaciarnię, wiedział, co robić. – Przeżył bo tak miało być. Jestem szczęśliwy, że mogłem pomóc – mówi kierowca.
Gdy ruszał w trasę nie miał złego przeczucia. Padał deszcz, ale Dyba zwyczajnie lubi tę robotę. Mówi: – Zawsze chciałem pracować za kierownicą autobusu, jeździć od przystanku, do przystanku. Wozić ludzi.
Po godzinie 20 na pokładzie miał kontrolera biletów i trzech pasażerów. W okolicy placu Jana Pawła II podszedł do niego kontroler: – Podkręć klimatyzację albo otwórz drzwi, bo ten duży facet z tyłu źle się czuje.
Nie pamięta, czy obniżył temperaturę. Wyraźnie utkwił mu w głowie pusty ale wyraźny odgłos walącego się na podłogę ciała.
– Tam z tyłu jest wąsko, człowiek stracił przytomność, zaklinował się – opowiada kierowca.
W okolicy ulicy Kopernika zatrzymał autobus. We czwórkę próbowali wytargać ciało w miejsce pozwalające rozpocząć reanimację. Twarz człowieka, który stracił przytomność, posiniała. Jeden z jego towarzyszy powiedział stanowczo: – Nie oddycha.
Potężnego pasażera udało się położyć w najszerszym miejscu w autobusie. Przystąpili do resuscytacji. Włodzimierz Dyba opowiada: – Sytuacja była naprawdę stresująca. Mężczyzna na twarzy zrobił się siny. Stracił oddech. Ten człowiek z kwiaciarni wiedział co i jak robić, już wcześniej ratował ludziom życie. Ja też byłem po szkoleniu. W tamtej chwili wiedziałem jak to ważne umieć pomóc.
Trwało to kilka minut. Nieprzytomny zaczął łapczywie połykać powietrze, kilka razy wziął wdech i znów stracił przytomność. Z ust popłynęła mu biała piana.
– Wytarliśmy mu twarz. Działaliśmy trochę jak w transie. Jeden zadzwonił po pogotowie, drugi uciskał klatkę piersiową, ktoś wytarł tę pianę. Mówiliśmy do niego, próbowaliśmy nawiązać kontakt – opowiada kierowca MZK. – Znów ruszyliśmy z akcją reanimacyjną. Tak żeśmy go trzy razy reanimowali. Jak przyjechało pogotowie dochodził do siebie. Przewracał oczami. Zaczął kontaktować. Gdy zapytałem, czy nas słyszy, skinął głową. Odetchnąłem z ulgą. Gdy pokręcił głową na pytanie, czy chce usiąść na fotelu, miałem nadzieję, że będzie dobrze.
– Wszyscy pracownicy naszej spółki zostali przeszkoleni w udzielaniu pierwszej pomocy. Gdy usłyszałem, o tym co wydarzyło się na wieczornym kursie wiedziałem – dobrze, że moi ludzie potrafią ratować życie – mówi Winicjusz Nowak, prezes MZK.
Mężczyzna po północy opuścił szpital. Wcześniej wzmocniły go kroplówki. Przewlekłe problemy ze zdrowiem tego dnia przypomniały o sobie – dwa zawały, astma, cukrzyca. Został uratowany, bo obok znaleźli się ludzie, którzy potrafili pomóc.
Po tym wszystkim Włodzimierz Dyba zgłosił jeszcze dyspozytorowi 20 minut opóźnienia na trasie.
Więcej czytaj w elektronicznym wydaniu "Głosu". TU POBIERZ
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 2
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
BRAWO. W walce o ludzkie życie liczy się każda sekunda. Ten człowiek miał dużo szczęścia że trafił ludzi którzy potrafili pomoc inaczej byłby już po tamtej stronie.
Nie ma wątpliwości że dzięki Pana pomocy człowiek żyje. Mam tylko nadzieję że Pana przełożeni docenią to że mają w zespole kogoś takiego jak Pan . Great respect!
Ale grubas ! puszysty pączek transportowy . Wcale nie ma szyi do kręcenia głowy,tylko jak niedźwiadek Wojtek misiowaty po prostu jest cholernie.
Oczywiście najważniejsze jest jak wygląda, nieważne,że uratował życie. Nie każdy w takiej sytuacji wiedziałby co robić i zachował zimną krew. Gratulacje dla dzielnego Kierowcy.
To ten sympatyczny kierowca który cały czas ma słuchawkę w uchu i nawija ze swoją partnerką?
Łubu dubu, łubu dubu........To mówiłem ja „............” ( w tym przypadku, bezimienny niestety)!