(fot. Beata Pierzchała)
Trzeba mieć czas na taką dłubaninę. Haftowanie to precyzyjna i mozolna praca, ale dla pani Władzi to relaks.
- Ja bym umarła gdyby nie to szycie - mówi pani Władzia, która w tym roku skończyła 77 lat. - Nauczyłam się haftować w szkole i nie wyobrażam sobie bez tego życia.
Najlepiej schodzą bieżniki i kwadratowe serwetki. Do Łodzi najlepiej szykować wyszywane kwiatuszkami bluzki. Warszawa brała chustki.
Partia różnokolorowych bluzek wyszywanych w kwiaty, czeka już na odbiór. To do łódzkiej Cepelii. Pani Władzia mówi, że łodzianki szaleją za bluzkami.
– Niedawno moja wnuczka, która mieszka w Łodzi, jak zobaczyła taką bluzkę to aż zaczęła piszczeć. Przymierzyła, mówię bierz, bo leżała jak ulał – mówi hafciarka.
Pani Władzia wspomina, że kilka lat temu igłę w ręku miała już od 6 rano, a w dwa dni – mimo roboty w domu – uszyła cały obrus. Był problem z materiałami czy muliną, ale zamówień było sporo i trzeba było kombinować, żeby ze wszystkim się wyrobić.
– Miałyśmy swoich dostawców. Materiał na zamówienia przeważnie dostawałam z Cepelii, ale mulinę sama musiałam kupić – mówi hafciarka.
Z igłą praktycznie się nie rozstaje, spod jej ręki wciąż wychodzą piękne prace, które przyciągają dziesiątkami kolorów. Ostatnio wyszyła na zamówienie obrus 2,5 metra na 2,5 metra. – To była dopiero robota – mówi. – Ale 650 złotych zarobiłam.
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 6
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.