Marzena i Arkadiusz pochodzą z Głuchowa. Wełniaki to dla nich głęboka tożsamość z miejscem, gdzie się wychowali. Nie zapominają też o lokalnych obrzędach, o których dziś w opowiadaniach wspominają już tylko najstarsi mieszkańcy gminy. Jednym z nich są właśnie przewoziny.
Przewoziny to zwyczaj weselny, który dziś w zasadzie nie jest kultywowany przez pary młode. Ale jak się okazuje nie wszyscy zapominają o tradycji. Marzena i Arkadiusz mieszkańcy Głuchowa na początku czerwca wzięli ślub i tym samym postanowili powrócić do staropolskich zwyczajów.
– Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że te przewoziny odbędą się aż w takim przytupem – mówi Marzena Klepaczka, mieszkanka Głuchowa.
Sama inicjatywa była małą niespodzianką od przyjaciół, którzy stanęli na wysokości zadania i wzorem sprzed lat zadbali o tradycyjne głuchowskie stroje.
– Na imprezach o charakterze ludowym kobiety w strojach są dość często spotykane. Rzadziej przebierają się mężczyźni. Podczas naszych przewozin przebrani byli wszyscy – przekonuje panna młoda, która staropolskim zwyczajem na wozie wraz ze swoim wianem udała się do domu swojego męża.
Jeszcze kilka dekad temu przewoziny w gminie Głuchów były stałym punktem programu niemalże każdego wesela.
Kiedyś to każdy miał swoje wesele. Panna młoda swoje i pan młody też swoje. Następnie po oczepinach panna młoda zamieniała wianek na czepek. Sam czepek był ozdobiony w kwiaty, które zdobione były kolorowymi wstążkami. Do dziś posiadam taki czepek.
Danuta Jarecka, była członkini zespołu ludowego „Głuchowiacy”.
Następnie kobieta ubrana w czepek zabierała ze sobą całe wiano (pierzyna, gromnica, zastawa itp.) wsiadała na wóz i wraz z zespołem oraz przebranymi gośćmi kierowała się do domu pana młodego.
– Czasem drużba w ostatniej chwili łapał krówkę albo owieczkę, którą doczepiał do wozu i tak wszyscy udawali się do pana młodego – wspomina z uśmiechem Danuta Jarecka.
Mieszkanka Głuchowa także podkreśla, że jeszcze do niedawna wesela w regionie wyglądały zupełnie inaczej. – Przede wszystkim odbywały się w domu, a zapraszane były na nie całe wsie. Ciekawym zwyczajem była także wizyta u sołtysa, gdzie rejestrowało się pana lub pannę młodą – dodaje mieszkanka.
Marzena wraz z Arkadiuszem nie ukrywają, że choć są młodymi mieszkańcami to lubią wracać do korzeni i kultywować lokalną tradycję.
– Być może nasze przewoziny też odbyły się już w trochę nowocześniejszej wersji. Nie mieliśmy konia przypiętego do wozu, a skorzystaliśmy z ciągnika. Muszę też osobiście przyznać, że byłam pierwszy raz i to od razu na swoich – kończy z uśmiechem Marzena.
PRZEWOZINY W POLSKIEJ TRADYCJI
Zwyczaj przewozin już w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku miał charakter zabawowy. Już wówczas dla żartu goście przebierali się za dziadów bądź za Romów, a do wozu, którym przez całą wieś jechali państwo młodzi z muzykantami, przywiązywano krowę, cielę lub psa. Był to symboliczny posag panny młodej nawiązujący do dawnych przenosin, w czasie których przewożono jej wiano do domu męża.
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 41
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Gratulacje dla Mlodej Pary! Piekna tradycja! Powodzenia!!!